niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział III

Rozdział niezbyt ciekawy moim zdaniem, jeden z najgorszych, ale każdy ma inny gust. Będzie coś, co zaprzecza prologowi. Nie mogłam się powstrzymać XD. CZYTAM=KOMENTUJĘ.
.
.
.
W osłupieniu wpatrywałem się w kartkę z wierszem. Tekst napisany kursywą, niebieskim tuszem na białej kartce raził mnie w oczy gorzej niż gdyby słońce stanęło ze mną twarzą w twarz. Albo to czysty przypadek, zwykła gra wrednego losu, albo pani Bennet potrafi czytać w myślach. Ale stawiając, jako prawdę tezę drugą, a jako dowód mając wiersz pojawiający się w moim śnie, mogę spokojnie orzec, że mam paranoję.
Ludzie nie czytają w myślach. A zwłaszcza nauczycielki francuskiego. To nie miałoby sensu. Po jaką cholerę, gdyby jednak w tych myślach czytała, dawałaby mi wiersz ze snu? Widzimy się po raz pierwszy. Spóźniłem się na jej lekcję, to fakt, ale żeby aż tak mącić człowiekowi w głowie?
W tym momencie mocno uszczypnąłem się w rękę.
Ogarnij się Raain. Już panikujesz idioto. A nie ma, po co. Jako, że ludzie absolutnie Ci do łba nie wlezą, nie ma co popadać w obłęd.
I cały czas wmawiając sobie jedno i to samo spędziłem cały wieczór, a kładąc się spać jeszcze raz uszczypnąłem się w rękę, tak dla pewności.
                                                            *  *  *
Obudziło mnie coś puszystego i grubego, mianowicie Aemilus i jego ogon.
-Spadaj stąd.-Mruknąłem, a kątem oka dostrzegłem godzinę na zegarze. Dokładnie siódma trzydzieści. I w tej chwili zacząłem drapać kota za uchem.-A w sumie to możesz sobie jeszcze poleżeć, baranie.-Aemilus mruknął coś, co miało być chyba niemrawym „nie ma, za co” i zwinął się w kłębek. Zszedłem z łóżka i pobiegłem do łazienki, przy okazji ruchem koszącym zbierając książki i wpychając je do plecaka. Jedną ręką ubierając się, drugą myjąc zęby obserwowałem zegar, który niemiłosiernie pokazywał godzinę coraz późniejszą i późniejszą. Przerzuciłem plecak przez ramię, z kuchni wziąłem jabłko i krzycząc do mamy krótkie „Pa”, wyszedłem z domu.
Pod szkołą znalazłem się punkt ósma. I oto oficjalnie pobiłem rekord wyszykowania się z półgodziny, na piętnaście minut. Kocham bić rekordy.
Z kieszeni wyjąłem plan zajęć, z którego wyczytałem, że pierwszą mam historię. Łatwo znalazłem klasę numer 16 i otworzyłem drzwi.
-Dobry, przepraszam za spóźnienie.-Nauczyciel, którym okazał się nasz dyrektor, szanowny pan Jones, uśmiechnął się na powitanie.
-Dzisiaj mam dzień dobroci dla zwierząt i nie wpiszę ci spóźnienia, ale następnym razem uważaj.
-Ma pan moje słowo.-Powiedziałem. Rozejrzałem się po sali w poszukiwaniu wolnego miejsca. Były dwa takowe. Jedno obok dziewczyny, która jakby zaczęła mówić, to autentycznie tynk by się posypał. Drugie natomiast obok Arii. Instynktownie zająłem miejsce obok Arii.
-Cześć.-Przywitała się.-Drugi dzień i już spóźnienie?
-Cześć. Najwidoczniej.-Uśmiechnęła się. Dziś miała na sobie obcisłe, żółte spodnie i czarną bluzkę z długim rękawem. A włosy natomiast przypominały stóg siana po wybuchu granatu. Wyciągnąłem z plecaka zeszyt i podręcznik i zanotowałem temat.
-Dziś będziemy rozprawiać o sławnych poetach zagranicznych. Aby sprawdzić waszą wiedzę na ten temat, każdemu z was rzucę nazwisko, a on będzie mi musiał odrzucić lata, w których żył i zacytować fragment jakiegoś jego utworu. Zaczynamy. Ella Harper i Georg Friedrich Daumer.
-Nie znam.-Odparła Ella.
-No dobrze. Raain Blackburn i Konstanty Ildefons Gałczyński.-Głos uwiązł mi w gardle. Dyrektor wpatrywał się we mnie wyczekująco. W końcu przełknąłem ślinę i odparłem.
-1905-1953.
-Dobrze.-Odparł dyrektor.-Teraz zacytuj mi coś Gałczyńskiego i masz szóstkę.-Nagle krew w moich żyłach przestała płynąć. Skrzepła w jednej sekundzie.
-„
Były dwie siostry: noc i śmierć. Śmierć większa, a noc mniejsza, noc była piękna jak sen, a śmierć... Śmierć była jeszcze piękniejsza”-Pan Jones pokiwał głową w zadumie.
-Szóstka. I zostaniesz po lekcji. Tymczasem Rayan Edgecomb i Erik Tigger Olesen.-Aria zerknęła na mnie.
-Co ci jest?-Szepnęła.
-Nic.-Odparłem. Uniosła brew.
-Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha.-Wzruszyłem ramionami w odpowiedzi. Uśmiechnęła się nieporadnie, jak dentysta do małego chłopczyka, który nie chce otworzyć buzi. Ale na szczęście zostawiła mnie w spokoju. Resztę lekcji przemilczała. Odezwała się tylko wtedy, kiedy dyrektor ją zapytał. I dostała tę szóstkę. Wtedy rozbrzmiał dzwonek. Wstałem z krzesła, spakowałem książki do plecaka i podszedłem do biurka. Pan Jones wstał.
-Po co pan chciał, żebym został?
-Mam do ciebie pytanie.-Powiedział. Poprawił marynarkę, spojrzał na zegarek i chrząknął.-Mianowicie. Dlaczego do głowy przyszedł ci akurat ten fragment Ballady o dwóch siostrach, Gałczyńskiego? Tylko szczerze.-Przyśnił mi się. Recytował go marmurowy anioł śmierci z mojego grobu, a potem powiedział do mnie „Witaj synu”. Chciałem mu to powiedzieć. Żeby okazał mi, choć trochę zrozumienia.
-Mięliśmy o Gałczyńskim w Berlinie i uczyliśmy się na pamięć tej ballady. Każdemu uczniowi przypadł jeden fragment, to był mój.-Pan Jones zaśmiał się, po czym nagle spoważniał. Jakby zmył makijaż.
-Raain, oboje wiemy, że to, co mówisz jest kłamstwem. Nie będę wyciągał z ciebie prawdy, dopóki sam nie będziesz chciał mi powiedzieć.-Uniosłem brew.-No nie dziw się tak. Jesteś wspaniałym kłamcą, ale mnie nie oszukasz.-Wtedy zadzwonił dzwonek. Zerwałem się z ławki, na której wcześniej usiadłem i wyszedłem z sali, rzucając dyrektorowi przez ramię krótkie „Do widzenia”.
Sprawa? Ludzie czytają w myślach. Za? Uczepili się wiersza z mojego snu, wiedzieli, że kłamię w tej sprawie. Przeciw? Nie mam więcej dowodów.
Pod salą od biologii czekała na mnie Aria i jakiś chłopak.
-Czego chciał od ciebie dyrektor?-Zapytała. Wzruszyłem ramionami.
-Jak minęła przerwa?-Spytałem wymijająco.
-Raain…-Jęknęła.
-Chciał wiedzieć, skąd znam Gałczyńskiego. I tyle.
-Jesteś kiepskim kłamcą.-To zabrzmiało jak diagnoza profesjonalnego lekarza.
-Kiedy to prawda.
-Jakoś…-Zaczęła, ale wciął się chłopak, z którym stała przed salą.
-Aria, uspokój się.-Dziewczyna złożyła ręce na piersi i stała z zaciętym wyrazem twarzy. Już się nie odezwała.-Jestem Connor.
-Raain.-Podaliśmy sobie ręce. Wtedy kątem oka dostrzegłem pewną ciekawą scenkę. Jakieś trzy tapeciary ubrane w za małe ciuchy wyśmiewały się z innej dziewczyny. Młodszej, ubranej w kolorowy sweter i dżinsy, długimi włosami splecionymi w warkocz.
-Poczekajcie.-Powiedziałem i ruszyłem w centrum zdarzenia.
-Hej laski.-Powiedziałem. Tapeciary odwróciły się w moją stronę, jak na komendę, w tym samym czasie.-Nie macie innego zajęcia, niż nabijanie się z młodszych?
-Obrońca się znalazł.-Prychnęła najwyższa z nich. Wyglądała, jakby ją topiono w samoopalaczu.
-A żebyś wiedziała.-Tu objąłem tę młodszą ramieniem.-Jak już chcesz krytykować czyjś wygląd, to najpierw zajmij się swoim.
-Słucham?!-Oburzyła się. Razem z nią jej świtka.
-To, co słyszałaś. Nie, żebym miał coś do dziewczyn, które fluid szpadlem na twarz nakładają, ale…
-Powiedział rudy. Wiesz, jaki jest najlepszy dzień w życiu rudego?
-Nie, ale wiem, jaki będzie twój najlepszy dzień. To będzie piękny dzień, w którym zeskrobiesz sobie całą tapetę z twarzy, zmyjesz nadmiar odżywki z włosów, a do twojego mózgu zawita powietrze i światło. I mam nadzieję, że wtedy się ogarniesz.
-Weź, idź się leczyć! Jestem sto razy ładniejsza i mądrzejsza od ciebie!-Wykrzyknęła, widocznie dumna ze swojej tandetnej riposty.
-I skromna w dodatku. Gdyby naprawdę tak było, to nie bylibyśmy w tej sytuacji, a ja nie musiałbym wypominać ci tych kilogramów makijażu, których masz na twarzy. A teraz kończmy rozmowę, bo tynk ci się z twarzy sypie.-Aria i Connor nie wytrzymali i wybuchli dzikim śmiechem. Podobnie tak jak reszta zbiegowiska. I mała dziewczynka się uśmiechnęła.
Tapeciary spojrzały na mnie złowrogo. Jestem pewien, że gdyby nie ten samoopalacz i fluid, spłonęłyby teraz rumieńcem. Wyprostowane, z nosem w chmurach oddaliły się zamaszystym krokiem. Spojrzałem na dziewczynkę, zdjąłem z niej swoje ramię.
-W porządku?
-Teraz tak.
-No to super. Leć na lekcje.-Jak powiedziałem, tak też zrobiła.
-Tylko niech ci się nagle ego nie rozrośnie, bohaterze.-Powiedziała Aria ze śmiechem.
-O to się nie bój.
-Nie bądź tego taki pewien.-Odparł Connor. Uśmiechnąłem się. Wtedy rozbrzmiał dzwonek. Aria zatkała jedno ucho.
-Przyjemny ten dzwonek.
-A jak.-Connor zachichotał.
-Jak praca zardzewiałej piły mechanicznej.-Wybuchliśmy śmiechem. Gdy weszliśmy do sali, Aria pobiegła do swojej koleżanki, a ja zostałem z Connorem. Profesor Spinnet, nauczycielka biologii, była starszą, siwą kobieciną w okularach. Usiadła przy biurku, otworzyła dziennik i przyjrzała się liście obecności. Przejechała wzrokiem po wszystkich nazwiskach. Potem rozejrzała się po klasie i uśmiechnęła się.
Resztę lekcji spędziła na opowiadaniu nam o budowie szkieletu człowieka.
-Fascynujące.-Mruknąłem do Connora, przez co musiał się powstrzymywać od wybuchnięcia śmiechem. Na szczęście, niedługo potem usłyszeliśmy dzwonek. Reszta lekcji była podobna. Zabłysłem na lekcji inteligentnym komentarzem, a ludzie wybuchli śmiechem. Tak też zyskałem sobie sympatię większości osób z poszczególnych grup, z którymi chodziłem na dany przedmiot. Nie uniknąłem też konfrontacji z trzema tapeciarzami, które jak dowiedziałem się od Arii, mają na imię Jessica, Julie i Justine.
-Ale się dobrały.-Powiedziałem, żując trójkątny kawałek pizzy.
-Wiadomo. Trzymają się razem, praktycznie odkąd się urodziły.-Dodała Aria, zdejmując grzyby z pizzy. Spojrzałem na nią ze zdziwieniem.
-Nie lubisz grzybów?
-Mam na nie uczulenie.-Odparła ze smutkiem. Wzruszyłem ramionami.
-Hej, mogę się dosiąść?-Zapytała dziewczyna.
-Jasne.-Odparłem automatycznie.-Jestem Raain.
-Emily.-Uśmiechnęła się. Wyglądała bardzo… sam nie wiem. Oryginalnie? Jej długie włosy ułożone w fale sięgały dołu pleców. A koloru były bardzo, bardzo, ale to bardzo jasny blond, jeśli nie całkiem białe. Oczy natomiast miała całkiem czarne, okolone tegoż koloru długimi, gęstymi rzęsami, które silnie kontrastowały z mlecznobiałą cerą.
-Częstuj się.-Powiedział Connor wskazując otwartą dłonią na pizzę.
-Nie, dzięki.-Odparła i wyjęła z torby butelkę wody.
-Będziesz tylko pić?-Zapytała Aria. Emily wzruszyła ramionami.
-Nie jestem głodna.-I takim oto sposobem Aria i Connor mieli zajęcie na całą przerwę obiadową, mianowicie namawianie Emily do jedzenia. Zmusili ją do zjedzenia jabłka i kawałka pizzy, a ja przyglądałem im się ze śmiechem.
-Sadyści.-Jęknęła, kiedy Aria próbowała wcisnąć w nią kolejny gryz pizzy. Connor uśmiechnął się złowieszczo.
-Masz szczęście, że to ostatni kawałek.
-Nie pomagasz.-Powiedziała i z obrzydzeniem ugryzła pizzę. Wybuchliśmy śmiechem.
 *  *  *
Gdy wróciłem do domu, mama siedziała w kuchni i robiła herbatę.
-Hej, jak tam w szkole?
-Zajebiście. Zostałem bohaterem.
-Z jakiej to okazji.-Nie zaakcentowała pytania. Uśmiechnąłem się pod nosem.
-Uratowałem małą dziewczynkę przed zemstą tapeciar.-Mama zmarszczyła brwi i spojrzała na mnie pytająco.-Makijaż nakładany szpadlem, za małe ubrania.
-Aha, okej. Herbaty?
-Poproszę.-Zanim wymówiłem w całości ten wyraz, przede mną wylądował parujący kubek czarnej herbaty. Uśmiechnąłem się w podziękowaniu i poszedłem na górę. Odrobiłem lekcje, spakowałem wszystkie książki i w między czasie wypiłem ze cztery herbaty. Potem przebrałem się w piżamę i położyłem w łóżku. Zakopałem się pod kołdrą, zgasiłem światło i nastawiłem budzik, żeby znowu się nie spóźnić. Aemilus ułożył się wygodnie w na mojej poduszce.
Była godzina pierwsza nad ranem, a ja nadal nie mogłem zasnąć.
Oczami wyobraźni widziałem Emily.
Ze swoją filigranową budową poruszała się z gracją baletnicy, a uśmiechała jak sfinks. Mlecznobiała skóra pięknie kontrastowała z czarnymi jak węgiel oczami błyszczącymi jak nocne niebo odbite w spokojnej tafli wody. Jasne, niemal białe włosy spływały kaskadami po ramionach niczym wodospad. A kiedy tylko ktoś ją rozśmieszył, w policzkach pojawiały się urocze dołeczki.
Westchnąłem cicho, zakryłem dłońmi twarz. Masz babo kurwa placek.
Spodobała mi się.

3 komentarze:

  1. to jest niesamowite :D masz prawdziwy talent , nie przestawaj! ;D
    w dodatku twoje notki są tak często! *_* kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wpadłam w zachwyt .
    Cudowne opowiadanie . Bardzo mi się podoba . Lubie twój język pisania ! Będe tu zaglądała .

    http://biczyslovecakes.blogspot.com/ zapraszam do mnie. Recenzja kosmetyków Pat&Rub.

    OdpowiedzUsuń