środa, 17 lipca 2013

Miniaturka I

A oto mini-mini-miniaturka :D Trochę o strasznej przeszłości. Trochę o zawieraniu znajomości. Moja pierwsza, mam nadzieję, że się spodoba :D

Z zasnutego ciemnymi chmurami nieba padał deszcz. Krople bębniły głucho o dachy, chodniki i ulice miasta. Potężne, szare wieżowce rzucały mdłe cienie na przemykających między nimi przechodniów z kolorowymi parasolami. Samochody rozchlapywały brudne kauże, a z rur wydechowych wydostawał się czarny, śmierdzący dym. Kłębiąc sie, unosił się ku niebu.
Nikt nie zauważył małej dziewczynki siedzącej na zimnym, mokrym chodniku w jednej z najniebezpieczniejszej dzielnicy Detroit. Nikt nie zatrzymał się, by jej pomóc. Każdy ją widział, nie było nikogo, kto by się zlitował nad siedmioletnim dzieckiem.
A mała wyglądała jak siedem nieszczęść.
Cała mokra i brudna od błota z kauży, którymi ochlapywały ją przejezdne samochody. Gorzkie łzy mieszały się z deszczem na jej twarzy. Opuchnięte, czerwone oczy miała zamknięte z wycieńczenia. Jej klatka piersiowa unosiła się coraz szybciej, oddech dziewcynki był szybki i nierówny. Była przerażona. I zrozpaczona. Sama na świecie.
W sumie, to nie była sama. Miała dwoje rodziców, psa, dom... Wróć, domu nie miała. Już. Kiedy rodzice wyrzucili ją z pięciopokojowego, ciepłego mieszkania na ulicę. Jeszcze cztery godziny temu jadła z nimi obiad. Cztery godziny. Tak dużo czasu siedziała w zimnie i deszczu pod swoim dawnym domem. Tak długo wylewała łzy, aż wypłakała całą wodę z organizmu. Miała gęsią skórkę na całym ciele, dygotała z zimna. Usta miała sine, zakrwawione od ciągłego przygryzania.
Wrr...
Czy warczenie jest normalne?
Wrr...
U ludzi nie.
Dziewczynka podnosła ciężkie, napuchnięte powieki i rozejrzała się. Najpierw nic nie widziała, obraz przed oczami rozmył się jej, pojawiły się mroczki. Po kilku chwilach świat jednak odzyskał kontury. Przed oczami stał ktoś wysoki. Po cieniu włosów długich włosów i kształcie figury rysującym się pod zwiewną suknią. dziewczynka rozpoznała w niej kobietę. Kiedy nieznajoma stanęła w świetle latarni, dziecku zaparło dech w piersiach. Kobieta miała perłowo białą skórę, piękne czarne włosy lśniące, niczym tafla wody w letni dzień. Skronie i kości policzkowe pokrywały złote, wymyślne tatuaże przypominające łodygi i liście winorośli. Lekka, ciemna sukienka falowała wokół jej drobnych stóp, mimo braku jakiegokolwiek wiatru, czy ruchu. Ciemnofioletowe wargi wykrzywiła w przerażającym uśmiechu, ukazując małe, szpiczaste, idealnie białe zęby.
Ale najdziwniejsze były oczy.
Ogromne, bez białek, przywodzące na myśl płynne złoto. Otoczone nienaturalnie długimi, czarnymi jak ropa rzęsami. Z pionowymi źrenicami.
Dziewczynka z całej siły przywarła plecami do szorstkiej ściany budynku, odsuwając się jak najdalej makabrycznej nieznajomej.
-Ej, ty!-Krzyknął ktoś. Dziewczynce zakołowało się w głowie. Resztkami świadomości poznała, że to chłopak. Upiorzyca odwróciła głowę w stronę głosu. Wtedy pojawiło się oślepiające, żółte światło. Stwór wrzasnął i obrócił się w popiół. Chłopak podbiegł do dziewczynki, uklękł przy niej.
-Nic ci nie jest? Gdzie są twoi rodzice?-Zapytał z troską w głosie. Dziewczynka spojrzała na niego. Miał czarne, półdługie dready i ciemną skórę. Nie mógł mieć więcej, niż czternaście lat.
-Nie mam rodziców.-Odparła słabym głosem. W jej oczach znów zaszkliły się łzy.
-Jak się nazywasz?-Chłopak zdjął z siebie brązową, skórzaną kurtkę i narzucił dziewczynce na ramiona.-Ja jestem Leone.
-Emily.

1 komentarz:

  1. Oo, poznajemy historię Emily. Ciekawie.
    Szkoda mi jej. Widać, że dużo przeszła i ciężkie miała życie.
    Jestem ciekawa jej całej historii, mam nadzieję, że się za niedługo dowiemy czegoś więcej :)

    OdpowiedzUsuń